Wzruszająca historia małego chłopca Kamila, który marzył o
dzieciństwie.
Zwyciężył chorobę dzięki rodzinie i nadziei...
Kamil poukładał
zabawki. Wszystkie samochodziki wróciły na swoje miejsce. Chłopiec był zmęczony.
Tego wieczoru długo się bawił. Cieszył się, że idzie spać. Odliczał dni do
Wigilii. Gdy się obudzi, zostanie już tylko tydzień. A potem będą święta,
Mikołaj i prezenty. Może dostanie nową ciężarówkę? Kamil umył się i położył do
łóżka.
Zasnął szybko. Spał
spokojnie. Jak zdrowy, zmęczony zabawą dwulatek. Rano nikt nie myślał już o
świętach.
– Niech jeszcze pośpi
– mówiła Basia Lisowska z
Konina, babcia Kamila.
– Wczoraj późno poszedł spać.
Musi wypocząć.
Mama chłopca była
zaniepokojona. Zazwyczaj budził się jako pierwszy w rodzinie. Dziś nie chciał
wstać ani ubrać się. Nie był głodny. Odwrócił się tylko na drugi bok. Nie spał.
Patrzył w ścianę. Był
przygnębiony. Bolały go nogi. Były wyraźnie opuchnięte. Widać było obrzęki. Mama
i babcia postanowiły nie zwlekać. Zawiozły chłopca do pediatry.
Stamtąd trafił od razu do
szpitala. Święta odeszły w zapomnienie.
![]() |
W ciągu pięciu lat choroby Kamila nawroty występowały nawet dwa razy w roku. Za każdym razem lekarze zwiększali dawki sterydów (od 5 do 60 mg Encortonu dziennie). |
Zespół nerczycowy
Kamil miał białko w
moczu.
– Z moczem zdrowych ludzi
wydalane są niewielkie ilości białka – tłumaczył Basi lekarz. – Zazwyczaj nie
przekraczają one 100 mg na dobę, chociaż u tego samego człowieka stężenie
białka w moczu (tzw. białkomocz), w różnych porach dnia, może być bardzo różne.
Pani wnuczek ma prawie 30 gramów białka na litr. Lekarze zrobili Kamilowi szczegółowe
badania. Okazało się, że choruje na zespół nerczycowy.
– Nie wiedziałam, czym
jest zespół nerczycowy – wspomina Basia. – Lekarz wyjaśnił nam, że to taka
„angina nerek”. Prawdopodobnie choroba wycofa się w wieku dojrzewania. Gdy
Kamil będzie miał dziewięć albo osiemnaście lat. Do tego czasu mogą następować
nawroty. Leczenie wymaga wprowadzenia sterydów. Na początek 5 mg Encortonu dziennie.
Z czasem dawka będzie zmniejszana.
Trzeba też, co dwa
tygodnie, robić Kamilowi badania. Szczególnie ważne jest kontrolowanie poziom
białka w moczu. Kamil ucieszył się, że dostanie sterydy. Sądził, że szybciej
urosną mu mięśnie, że będzie najsilniejszy na podwórku. – Widziałem w telewizji
pana, który przyjmował sterydy. Myślałem, że będę taki jak on – tłumaczy. – Że
będę siłaczem. Nadzieje Kamila szybko się rozwiały. Z dnia na dzień
rzeczywiście był coraz większy. Jego buzia robiła się bardziej okrągła. Ale nie
wyglądał jak siłacz. Był opuchnięty, miał podkrążone oczy, nabrzmiałe ręce i
nogi. Wyglądał jakby był otyły.
Nawroty
Po dwóch tygodniach Kamil
wrócił do domu. – Lekarz zalecił szczególne środki ostrożności – mówi Basia. –
Jeśli przeziębi się lub złapie jakąś infekcję, nastąpi nawrót choroby. Uważaliśmy
więc na każdym kroku. Aby w domu nie było przeciągu. Aby się nie spocił. Aby
nie zaraził się katarem na ulicy. Nasza ostrożność stała się obsesją. Gdy w
sklepie ktoś siąpił nosem, szliśmy zrobić zakupy gdzie indziej. Gdy na podwórku
ktoś kichnął, Kamil natychmiast wracał do domu. „Babciu, babciu, ta dziewczynka
trzyma chusteczkę” – ciągnął mnie za rękę. Przechodziliśmy na drugą stronę
ulicy. Uciekaliśmy przed chorobą.
W sierpniu 2000 roku nastąpił pierwszy nawrót.
Kamil miał niedługo
skończyć trzy lata. Żywił cichą nadzieję, że choroba nie wróci. Że skończą się wakacje
i pójdzie do przedszkola. Tak jak inne dzieci. Nauczy się pisać i czytać. Będzie
śpiewał i bawił się.
Kamil trafił do
szpitalnej izolatki.
Tym razem nie cieszył
się, że dostanie sterydy. Wiedział, jak będzie wyglądać.
W szpitalu jego wygląd
nikogo nie dziwił. Gdy wracał do domu, stawał się pośmiewiskiem. Rówieśnicy mu
dokuczali. Starsi wytykali wytykali palcami. – Jaki gruby – mówili wszyscy. Kamil
przełykał ślinę i spuszczał głowę. Przyspieszał kroku, udawał, że tego nie
słyszy. – Babciu, nie wstydzisz się iść ze mną za rękę? – pytał. – Może ja nie będę
wychodził na dwór?
Ja umrę, babciu
Kiedyś koleżanka dała
Basi dobrą radę: „Nie dawaj wnusiowi tyle żreć!”. Kamil nie wytrzymał. Pobiegł
do pokoju. Wyjął swoją jasną czapkę i dużymi literami, z błędem ortograficznym,
napisał na niej „JESTEM HORY”.
Założył ją i poszedł do babci. – Od dziś będę nosił tę czapkę. Żeby nie
myśleli, że dużo jem, babciu. I że to twoja wina.
Rok później nastąpił drugi nawrót choroby. Lekarze zwiększyli
dawki sterydów. Przestał chodzić. Przy chorych nerkach nie mógł się nadwerężać.
Mama i babcia nosiły go. Do samochodu, do lekarza, do łazienki i do łóżka.
Leżał smutny. Miał bladą skórę. Obrzęki twarzy i podudzi. Wysychające śluzówki oczu.
Nieżyt gardła.
– Czy ja kiedyś
wyzdrowieję, babciu? – pytał.
– Czy będę mógł pobiegać
razem z nimi? – pokazywał dzieci za oknem.
Basia starała się zająć
czymś uwagę Kamila. Grała razem z nim w karty, w warcaby, w chińczyka. Uczyła
go czytać i pisać. W czytaniu Kamil bardzo szybko robił postępy.
Z pisaniem było gorzej.
Miał tak opuchnięte paluszki, że trzymanie długopisu lub kredki stanowiło dla
niego poważny problem.
Z biegiem czasu jego myśli
stawały się coraz bardziej mroczne. Stracił wiarę w to, że w wyzdrowieje.
– Ja już nie będę zdrowy.
Ja umrę, babciu
– powiedział kiedyś. –
Nie, słoneczko, to ja umrę wcześniej, jestem starsza – Basia powstrzymywała
łzy. – Ale ja biorę więcej leków…
Śmierć kuzynki jeszcze bardziej pogrążyła Kamila w
smutku. Magda była starsza o rok. Miała guza nadnerczy. Choroba zaczęła się
podobnie. Kamil bardzo lubił bawić się z
Magdą. Gdy chorowała,
odwiedzał ją w szpitalu i pocieszał. Wspólnie planowali, w co będą się bawić,
jak wyzdrowieją.
Zmarła po chemioterapii.
Rodzina próbowała ukryć
to przed Kamilem. Leżał w szpitalu. Domyślił się prawdy.
– Widzisz, babciu,
mieliśmy tę samą chorobę – tłumaczył. – Nie ma już dla mnie nadziei.
Basia tłumaczyła mu, że
choroba Magdy miała inne objawy. Że zespół nerczycowy i guz nadnerczy to nie to
samo. Obie choroby atakują nerki w inny sposób. Ich przebieg i sposób leczenia
się różnią. Kamil słuchał babci. To nie było jednak dla niego pocieszeniem. Kamil
miał wtedy cztery lata.
Przyczyna choroby
Barbara była w aptece.
Wśród ulotek zauważyła tę
na temat zespołu nerczycowego.
– Zamarłam – wspomina.
– Nie mogłam uwierzyć w
to, co przeczytałam.
Ze wszystkich informacji
zapamiętałam tylko jedną: na zespół
nerczycowy można zachorować stosując ciągle te same leki. Głównie antybiotyki.
Basia była wściekła.
Rozpłakała się. Choroba Kamila była wynikiem złego leczenia. To dlatego jej
wnuczek cierpi. Przyjmuje sterydy.
Wygląda jakby miał
olbrzymią nadwagę. Wstydzi się wyjść na dwór. Nie może bawić się. Nie może
chodzić.
Nigdy nie był w
przedszkolu.
Nie ma przyjaciół.
A przecież można było
tego uniknąć. Gdyby wiedziała to dwa lata wcześniej…
Kamil był chorowitym
dzieckiem. Zanim skończył roczek, chorował cztery razy. Często się przeziębiał.
Dokuczała mu angina i zatoki. Pediatra przepisywał mu antybiotyk.
Za każdym razem ten sam.
Uważał, że skoro lek pomaga, nie należy go zmieniać.
Kuracja zazwyczaj trwała
dwa tygodnie. Czasem lekarz ją przedłużał. Chciał mieć pewność, że choroba minęła.
Kamil przyjmował ten sam
antybiotyk kilka razy w roku. Przez trzy lata. Na początku w zastrzykach.
Gdy trochę podrósł – w
zawiesinie.
W końcu był na tyle duży,
aby łykać tabletki.
Basia wzięła ulotkę do domu.
Postanowiła zapytać lekarza Kamila, czy prawdą jest to, czego się dowiedziała.
Przyznał, że choroba może
być wynikiem długotrwałego leczenia tym samym antybiotykiem.
Chemia
W 2004 roku lekarze
postanowili poddać Kamila chemioterapii. Przyjmował wtedy 60 mg Encortonu
dziennie. Sterydy zniszczyły mu wątrobę. Nie wierzył, że wyzdrowieje. Był
opuchnięty.
Nie mógł się normalnie poruszać. Leżał po biopsji w
szpitalu. Miesiąc w izolatce.
Jeśli lekarze pozwolili, odwiedzał
inne dzieci. Tylko te, od których nie mógł zarazić się żadną infekcją.
Czasami uczestniczył w
zajęciach w szpitalnej świetlicy.
– Babciu, śpiewałem razem
z dziećmi – cieszył się przez chwilę. Zaraz potem przypominał sobie o chorobie.
– Ale nie mogłem rysować,
mam za grube palce.
Wiadomość o rozpoczęciu
chemioterapii nie zaskoczyła Kamila. – Jedna tabletka więcej nie zrobi różnicy
– stwierdził. – Może
trochę schudnę.
Niestety, chemia nie
przyniosła żadnych rezultatów.
Pani doktor pomyliła się przy
obliczaniu dawki leku.
Przepisała za małą ilość.
Dawka, którą przez
miesiąc przyjmował chłopiec, była zbyt mała, aby chemioterapia odniosła
jakikolwiek skutek. Według wagi Kamila powinna wynosić dwa razy tyle. Przez
miesiąc chłopiec łykał po prostu dodatkową tabletkę.
Po miesiącu inna lekarka
zauważyła pomyłkę. Zaleciła przeprowadzenie chemioterapii jeszcze raz. Od
początku.
Przepisała właściwą dawkę
leku. Również tym razem chemia nie przyniosła efektów. Stan Kamila nie zmienił
się.
Nadzieja
W lipcu 2004 roku Basię
odwiedzili Wiesław Matuszak i Ania Łosik. – Opowiedzieli mi o Alveo. Zostawili
kilka numerów kwartalnika Akuny.
Barbara wzięła preparat
dla Kamila. Miała nadzieję, że jego organizm się wzmocni.
Że oczyści się z toksyn.
Był wtedy na
chemioterapii.
Basia wzięła pisma do szpitala.
– Przeczytałam mu każdy artykuł. Niektóre nawet dwa razy. Zobacz, wnusiu, ile
osób wyzdrowiało.
Nikt nie może nam dać gwarancji, że poczujesz się lepiej – mówiła. – Ale dają nam nadzieję.
Kamil nie mógł się
doczekać, kiedy zacznie pić Alveo. Dwa tygodnie po chemioterapii wypił pierwszą
miarkę preparatu. Był 15 sierpnia 2004 roku. – Podawałam mu pół miarki dwa razy
dziennie – wspomina Basia. – Po miesiącu zauważyliśmy pierwsze zmiany.
Schodziła opuchlizna.
Zmniejszały się obrzęki.
Wyniki badań poprawiały się.
Ilość białka w moczu malała. – Wchłanialność leków była lepsza – tłumaczy Basia.
– Pani doktor, z tygodnia na tydzień, zmniejszała dawki sterydów. W końcu kazała
odstawić Encorton.
Od września 2004 roku
Kamil nie przyjmuje już żadnych leków. Jest zdrowym ośmiolatkiem. Chodzi do
drugiej klasy podstawówki.
Pisze, rysuje, biega po
podwórku. Marzy o tym, by w przyszłości zostać kierowcą tira. Od swoich kolegów
nie odbiega już wyglądem. Gdy patrzy na swoje zdjęcia sprzed kilku lat, nie
może uwierzyć w to, jak bardzo się zmienił.
– Wyglądam, jakbym miał
operację plastyczną
– mówi.
Kamil stara się nikogo
nie oceniać na podstawie wyglądu. Wie, jaką krzywdę można w ten sposób wyrządzić.
Kilka rzeczy wyróżnia go
jednak wśród rówieśników. Wiele przeszedł. Większość swojego dzieciństwa
spędził w szpitalu. Gdy inne dzieci bawiły się w przedszkolu, on leżał w
izolatce. Widział chorych i cierpiących.
Patrzył, jak umierają
ludzie. Uczył się, co to jest choroba i jak znosić ból. To wszystko sprawiło,
że jest bardziej wrażliwy i mądrzejszy od dzieci w jego wieku.
Babciu, byłem wczoraj na
cmentarzu. Powiedziałem Magdusi o Alveo. Szkoda, że nie znaliśmy go wcześniej…
reportaż Katarzyny Mazur
źródło: Zdrowie i Sukces 2005-dodatek do wydania specjalnego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz