czwartek, 30 stycznia 2014
środa, 1 stycznia 2014
Alveo w walce z guzem mózgu
O tym, że ma guza, Marianna Pęcherz
z Wielunia dowiedziała się dzień przed Wigilią 2002 roku.
Od dłuższego czasu źle się czuła. Nie słyszała
na lewe ucho, drętwiała jej część twarzy, nie miała czucia w policzku.
Początkowo leczył ją stomatolog, później neurolog.
W końcu dostała skierowanie na rezonans
magnetyczny. Po wyniki badań pojechała razem z mężem, w przerwie świątecznych przygotowań.
Kopertę z diagnozą chciała otworzyć dopiero w domu, ale ciekawość jej na to nie
pozwoliła– „Guz wielkości piłki ping pongowej odrastający od pnia mózgowego”.
Marianna złożyła kartkę i schowała ją z powrotem
do koperty.
Przymknęła oczy. Pomyślała, że to już koniec.
Nie dała jednak nic po sobie poznać. Nie chciała martwić męża w czasie drogi. Z
tą informacją wolała poczekać, aż dojadą do domu. Poza tym zbliżały się
święta...
Boże Narodzenie w domu państwa Pęcherzów
upłynęło w atmosferze smutku i milczenia. Świąteczne potrawy nie miały smaku, choinka
nie pachniała, kolędy utraciły radosne brzmienie. – Życzenia zdrowia w trakcie
łamania się opłatkiem nabrały szczególnego znaczenia – wspomina Marianna. –Stały
się naszą wspólną modlitwą. Natrętne myśli o guzie i operacji towarzyszyły nam
bez przerwy.
Uśmiechaliśmy się przez łzy, licząc na to, że to
zły sen, z którego zaraz się obudzimy... Dzień wyjazdu do szpitala zbliżał się
nieuchronnie.
To nie była zwyczajna
operacja
Marianna przeszła w życiu wiele operacji –
wyrostek robaczkowy, migdałki, woreczek żółciowy, skrócenie jelita. Teraz po
raz pierwszy się bała. – Spodziewałam się najgorszego
Nie wierzyliśmy w działanie Alveo.... a dzięki niemu odzyskaliśmy zdrowie...
Butelka
Alveo w rodzinie Stasickich nie miała łatwo. Dziadek ją ignorował, babcie
traktowały jak prezent, dzieci stosowały pod presją, żeby nie sprawić
przykrości rodzicom. Tata nie zauważał swoich dolegliwości i pił profilaktycznie,
tylko mama potraktowała ją z należytą powagą. Cztery lata później nie
wyobrażają sobie, że w domu mogłoby jej zabraknąć.
Najpierw mama Dorota Stasicka przyniosła Alveo w maju
2003 roku z myślą
o swoich dolegliwościach. Miała wtedy 43 lata i była w fatalnej kondycji psychicznej.
Przeżywała stres
W związku
z problemami finansowymi rodziny, budowa wymarzonego domu utknęła w miejscu.
– Przez
nieuczciwość ludzką popadliśmy w długi – wspomina. – Niemal wszystko
straciliśmy. Teraz Roman pracował, aby odrobić starty, a ja zostawałam na
budowie. Nie stać nas było na wynajęcie ekipy, więc ja zajęłam się budową.
Czytałam
poradniki, zasięgałam opinii fachowców, a potem sama malowałam ściany, kładłam
kafle w kuchni i terakotę w korytarzu. Najgorsze było to, że miałam dużo czasu
na myślenie. Gdy było mi źle,
siadałam na schodach i żaliłam się naszemu owczarkowi – Birmie.
Dorota była
wykończona, miała kłopoty bezsennością, schudła 10 kg. W marcu 2003 roku
biopsja wykazała guz w piersi. Czekała ją kolejna operacja, już ósma z kolei.
Potrzebowała wzmocnić organizm i
wyciszyć skołatane nerwy, dlatego
sięgnęła po Alveo.
Subskrybuj:
Posty (Atom)