Najpierw mama Dorota Stasicka przyniosła Alveo w maju
2003 roku z myślą
o swoich dolegliwościach. Miała wtedy 43 lata i była w fatalnej kondycji psychicznej.
Przeżywała stres
W związku
z problemami finansowymi rodziny, budowa wymarzonego domu utknęła w miejscu.
– Przez
nieuczciwość ludzką popadliśmy w długi – wspomina. – Niemal wszystko
straciliśmy. Teraz Roman pracował, aby odrobić starty, a ja zostawałam na
budowie. Nie stać nas było na wynajęcie ekipy, więc ja zajęłam się budową.
Czytałam
poradniki, zasięgałam opinii fachowców, a potem sama malowałam ściany, kładłam
kafle w kuchni i terakotę w korytarzu. Najgorsze było to, że miałam dużo czasu
na myślenie. Gdy było mi źle,
siadałam na schodach i żaliłam się naszemu owczarkowi – Birmie.
Dorota była
wykończona, miała kłopoty bezsennością, schudła 10 kg. W marcu 2003 roku
biopsja wykazała guz w piersi. Czekała ją kolejna operacja, już ósma z kolei.
Potrzebowała wzmocnić organizm i
wyciszyć skołatane nerwy, dlatego
sięgnęła po Alveo.
– Koleżanka
Małgosia Gelek zaproponowała mi preparat – wspomina. – Zaczęłam pić dwie miarki
dziennie.
W lipcu
okazało się, że guz to niegroźny tłuszczak.
Dorota odzyskiwała
siły i energię, więcej jadła, lepiej spała.
– Zauważyłam
jeszcze jedną poprawę – tłumaczy. – Z nerkami miałam problemy od podstawówki.
Kolki nerkowe, silne bóle i ataki. Wiele razy leżałam w szpitalu, najpierw w
Augustowie, skąd pochodzę. Tam lekarze nie wykryli piasku w nerkach. Po latach,
w Poznaniu, okazało się, że mam już spore kamienie.
Stosowała
różne preparaty. Roman przywoził od zielarzy specjalne mieszanki. Gorzkie,
niesmaczne, po prostu wstrętne – tak je zapamiętała. A sposób zaparzania? Wiele
razy nie wychwyciła ostatniego momentu przed wrzeniem i wszystko wykipiało.
Efekt wielomiesięcznej kuracji był mierny, kamienie powstawały na nowo.
Pierwszą
operację miała w 1982 roku, kolejne, co trzy, cztery lata.
– Przed
trzecią byłam przygotowana na usunięcie nerki – wspomina. – Miałam wodonercze,
nerka nie funkcjonowała.
Na szczęście
lekarze przy stole operacyjnym zadecydowali, że zamiast wycinać nerkę, zrobią
jej plastykę. Wszczepili moczowód w innym miejscu, jednak ostrzegli, że to
rozwiązanie czasowe.
Kolejna
operacja to usunięcie nerki.
W listopadzie
2003 roku Dorota poszła na USG. Badania kontrolne robiła trzy razy w roku.
– Alveo
piłam już ponad pół roku. Lekarz był zaskoczony wynikiem – wspomina. – Mocz
wolny od bakterii i osadu, obie nerki bez kamieni, funkcjonowały bez zarzutu.
Ten stan
trwa do dziś.
– Dzięki
Alveo mój organizm na bieżąco pozbywa się toksyn i w nerkach nie tworzą się
żadne złogi – wyjaśnia Dorota.
Jest
zdrowa, nie grozi jej kolejna operacja.
– A o
preparacie mówię każdemu. Ja uniknęłam skalpela, chcę, aby każdy miał taką
szansę.
Tata Roman Stasicki zaczął pić Alveo profilaktycznie. Sądził, że jest zdrowy.
Do lekarzy nie chodził, chorował rzadko. Tym mocniej zaskoczyła go poprawa, którą
zaobserwował, pijąc preparat.
Roman ma
47 lat. Jest emerytowanym oficerem Wojska Polskiego, przez 10 lat był związany z kompanią reprezentacyjną wojsk
lotniczych. Jak sam mówi
– pewne
dolegliwości „należą mu się z urzędu”.
– Musztra
u nas popularnie zwie się tupaniem – tłumaczy. – Wyprostowana noga z dużą siłą
uderza w beton, a drgania przenoszą się na całe ciało.
Problemy
z kręgosłupem i stawami ujawnią się prędzej czy później. U mnie pojawiły się,
gdy miałem 33 lata. Ortopeda zalecił mi dwie dawki leku przy silnym ataku bólu.
I tak funkcjonowałem.
Strzaskany
kręgosłup i kolana, bolące stawy. Ból przy nachylaniu i większych obciążeniach.
Tydzień przed wyjazdem na narty brałem środki przeciwbólowe, żeby ich nasycenie
we krwi wzrosło.
Szusowałem
tylko cztery dni, za to dwa tygodnie po urlopie leczyłem jeszcze bolące kości.
Od maja
2003 roku Roman pije jedną miarkę Alveo dziennie.
– Mam
mocniejsze stawy i bardziej elastyczny kręgosłup – mówi. – Mój organizm jest
dożywiony witaminami i minerałami, więc dolegliwości występują rzadko i nie są
już dokuczliwe. Poprawę wyraźnie
widzę w górach; teraz jeżdżę na nartach przez cały tydzień i to bez środków
przeciwbólowych. Oczywiście po takim wysiłku czuję lekki dyskomfort, ale różnica
jest nieporównywalna. Alveo pomogło mi też wyregulować pracę układu pokarmowego
– dodaje Roman. – Pracowałem po kilkanaście godzin, jadłem byle co i byle
gdzie, więc nie sądziłem, że kłopoty
z trawieniem kiedyś miną. Po dwóch miesiącach stosowania preparatu zacząłem
regularnie się wypróżniać.
Miarka
Alveo codziennie sprawiła, że moje jelita świetnie funkcjonują, a kłopoty gastryczne
minęły. Bardzo mnie to cieszy, teraz po prostu żyje mi się łatwiej.
Córka Natalia Stasicka ma 22 lata. Skłonności do kamicy
nerkowej odziedziczyła po mamie.
Tak jak mama przeżywała kolki nerkowe, ataki bólu i stany zapalne układu
moczowego. Razem z mamą piła okropne mieszanki ziołowe i tak jak ona pogodziła
się z tym, że czeka ją rozbijanie kamieni lub operacja. Kłopoty zaczęły się,
gdy miała osiem lat. Do dziś pamięta
wyjazd do Zakopanego, kiedy zamiast cieszyć się pięknem gór, leżała zwinięta w
kłębek i płakała z bólu. Od tego czasu, co miesiąc zgłaszała się do poradni
nefrologicznej.
– Lekarze
ciągle przepisywali nowe, bardziej
skuteczne leki – wspomina.
– „Francuskie
specyfiki, amerykańskie cuda, tym razem zadziałają” – mówili. Finał był taki,
że drobny piaseczek w nerkach powiększał się. Gdy mama postawiła przede mną
butelkę Alveo, byłam już
zmęczona kolejnymi eksperymentami. Nie sądziłam, że picie ziół uchroni mnie
przed operacją, tym bardziej, że z ziołami miałam przykre wspomnienia.
Zgodziłam się, żeby nie sprawić rodzicom przykrości. W maju zrobiłam USG, żeby
potwierdzić obecność kamieni. Były w obu nerkach – 5 i 6 mm. Kurację
rozpoczęłam pod koniec wakacji, od dwóch miarek Alveo dziennie. Byłam
wypoczęta, opalona, miałam piękną cerę, więc ogarnęła mnie wściekłość, gdy po
dwóch tygodniach zobaczyłam wypryski na twarzy, dekolcie, plecach, ramionach i na
udach. To efekt detoksykacji. Nie mogłam założyć bluzki z dekoltem czy krótkiej
spódniczki. Zbliżał się początek roku szkolnego, a makijaż nie rozwiązywał
problemu.
Wyjęłam,
więc golfy i długie spodnie z szafy – musiałam się przemęczyć. Po dwóch
miesiącach proces oczyszczania skończył się, więc odetchnęłam z ulgą.
Pół roku
później, w styczniu 2004, Natalia powtórzyła USG. Lekarz badał ją długo, każdą
nerkę oglądał kilka razy, pod różnym kątem.
– Co
chwilę zerkał na poprzedni wynik – wspomina Natalia.
– Powiedziałam
mu, że mam kamienie w nerkach, zrobiłam kurację ziołową i teraz chcę sprawdzić
różnicę. Gdy milczał, wystraszyłam się, że coś jest nie tak. W końcu stwierdził,
że nic nie widzi. Wszystkie narządy w jamie brzusznej są czyste. Ani śladu
kamieni!
Po prostu
rozpuściły się. Wybiegłam z gabinetu i szczęśliwa zadzwoniłam do rodziców. Przestaję pić Alveo dla was, a zaczynam
dla siebie – oznajmiłam.
Syn Dominik ma 26 lat. Katar sienny, zapalenie
spojówek, podrażnione oczy – takie objawy towarzyszyły mu od piątego roku
życia. Na początku rodzice myśleli, że opuchnięte i załzawione oczy to efekt
okularów, które nosił w dzieciństwie. Gdy okazało się, że to alergia na kwitnące
trawy, zaopatrzyli go w niezbędne krople, preparaty i tabletki.
Odczulali
co roku i starali się izolować od alergenów.
– To było
najtrudniejsze – wspomina Dominik. – Zawsze mieszkaliśmy w
pobliżu
dużych, zielonych terenów. Okres od kwietnia do lipca to była gehenna.
Szczególnie
po przeprowadzce do nowego domu. Trawę kosiłem przez trzy dni, rozkładając
pracę na raty. Wprawdzie tata żartował, że to z lenistwa, ale ja nie mogłem
wytrzymać na dworze dłużej niż pół godziny.
Dolegliwości
ustąpiły po roku picia Alveo. W 2004 roku, po raz pierwszy od wielu lat,
odczulanie okazało się zbędne.
– To
cudowne uczucie być zdrowym człowiekiem – przyznaje. – Nic mnie nie szczypie,
nie piecze, nie łzawię, alergia minęła. Nie przypuszczałem, że to takie proste
– wystarczy miarka Alveo dziennie.
Babcia z Augustowa Anna Masłowska, mama Doroty, ma 74 lata. Jest bardzo
aktywna, z energią realizuje swoje pasje – śpiewa w chórze seniorów, często
podróżuje. Nigdy nie narzekała na zdrowie, czasem tylko męczyły ją skoki
ciśnienia. Szczególnie na zmianę pogody lub w stresujących sytuacjach. Z
biegiem lat dolegliwości nasiliły się tak, że kilka razy w roku, z ciśnieniem 250/130 mm Hg, trafiała do
szpitala. W 1999 roku lekarz zdiagnozował nadciśnienie i przepisał
leki do stosowania „do końca życia”. Najpierw jedną tabletkę dziennie, potem
dwie, dawka miała się zwiększać.
– Na szczęście
rokowania lekarza nie sprawdziły się – mówi Anna – dzięki Alveo. Pierwszą
butelkę dostałam od Dorotki na Dzień Matki, w maju 2003 roku. To był prezent
prosto z serca, dlatego przyniósł mi tyle dobrego.
Zaczęłam
od dwóch miarek dziennie i do dziś tyle piję. Moje ciśnienie normowało się
stopniowo. Po
sześciu
miesiącach pan doktor, wbrew zapowiedziom, zmniejszył mi dawkę leków na
nadciśnienie, a po roku uznał, że nie są konieczne. Ciśnienie jest stabilne, a ja
cieszę się dobrym samopoczuciem, mam siłę i energię, aby śpiewać i podróżować.
Czasem nawet wypielę córce ogródek i umyję okna. Ona wprawdzie protestuje, ale mamy
robią takie rzeczy bez względu na wiek.
Dziadkowie z Poznania– Moja mama żartuje, że ma
wszystkie choroby świata – tłumaczy Roman. – Odkąd pamiętam, uskarżała się na nadciśnienie,
bóle i zawroty głowy, krążenie i tarczycę. Brała całe garście leków. Cztery
tabletki na nadciśnienie, kilka na serce i krążenie, leki hormonalne i przeciwbólowe.
Maria Stasicka ma 78 lat. Kilkanaście lat temu
przeszła operację tarczycy – wycięto jej jeden płat gruczołu. Aby uzupełnić poziom
hormonu, przyjmowała leki.
W 2002
roku na drugim płacie tarczycy pojawiły się torbiele. – Operacja nie była
możliwa – wspomina Roman. – Anestezjolog powiedział, że na pewno mamę uśpi, ale
nie wie, czy wybudzi.
W maju
2003 roku syn podarował Marii butelkę Alveo, na Dzień Matki.
Piła dwie
miarki preparatu dziennie, ale ze względu na jej stan poprawa następowała
powoli. Najpierw polepszyło się krążenie, z nóg zeszła opuchlizna. Mimo kuli,
na którą jest skazana po wypadku, teraz porusza się dużo sprawniej i szybciej.
Nadciśnienie także minęło.
– Tata
jest z wykształcenia fizykiem, zawsze skrupulatnie notował pomiary ciśnienia
mamy i robił wykresy – mówi Roman. – Razem z tymi arkuszami chodzili do
lekarza. Już po pół roku picia preparatu
poprawa była bardzo wyraźna. Mama zmniejszyła dawkę leków o połowę, ograniczyła
leki nasercowe, z witamin i środków przeciwbólowych zrezygnowała całkowicie.
Rok
później torbiele na tarczycy wchłonęły się. Pani endokrynolog regularnie robiła
Marii badania i bardzo
ostrożnie odstawiała leki. W 2005 roku o połowę zmniejszyła ilość podawanych
hormonów.
Jak sama
przyznała, coś takiego jeszcze nie zdarzyło się w jej zawodowej karierze.
Alfons
Stasicki wyraźnie odmówił picia Alveo. Stwierdził, że jemu nie jest potrzebne,
chociaż od pół roku, w tajemnicy przed rodziną, leczył prostatę.
– Nie
wiem, czy to pech, czy szczęście
– mówi
Roman. – W czerwcu do taty przyjechało pogotowie. Prostata mu stwardniała,
lekarze założyli cewnik i wyznaczyli termin operacji na 10 lipca. Tata udawał,
że to nic takiego, ale na wszelki
wypadek zaczął pić 4 miarki Alveo dziennie. W wyznaczonym terminie stawił się w
szpitalu z piżamą.
Lekarz
zbadał go i stwierdził, że dobrze nie jest, ale widzi niewielką różnicę, jakby
prostata leciutko zmiękła. „Zawsze zdążę pana pokroić, niech pan przyjdzie za
miesiąc” – zawyrokował. I tak na każdej
wizycie odsuwał termin operacji o kolejny miesiąc. Ojciec pił Alveo i brał
lekarstwa, które w oczyszczonym
i dożywionym organizmie dużo lepiej się wchłaniały, więc były skuteczniejsze.
W kwietniu
2004 lekarz definitywnie uznał, że tata może zapomnieć o lekarstwach i o operacji.
I wtedy się zaczęło.
Tata był
szczęśliwy, że uniknął operacji i każdemu opowiadał o Alveo. Wieść o działaniu
preparatu rozniosła się bardzo szybko i znajomi taty zaczęli do nas przyjeżdżać po „lek na prostatę”. Nie pytali, co to jest, ile kosztuje. Chcieli pić to samo, bo albo już byli po operacji, albo na
nią czekali. Alveo było dla nich szansą na powrót do zdrowia.
– W ten
sposób tata trochę wplątał nas w pracę w Akunie – śmieje się Roman.
– Tym
znajomym, którzy przyszli po „lek na prostatę”, trzeba było przekazać pełną
informację, że Alveo to nie lek, ale ziołowy preparat, który doprowadza organizm
do stanu równowagi. Tak aby ich żony nie
bały się sięgnąć po Alveo. Na początku we współpracę z firmą zaangażowała się
Dorota, ja dołączyłem do niej miesiąc później. A dziś nawet mój 82-letni tata
ma swoją grupę konsumentów.
– Cztery
lata temu każde z nas wypiło swój pierwszy łyk Alveo. Dziś nie wyobrażamy
sobie, że moglibyśmy inaczej zacząć dzień – dodaje Dorota
reportaż Katarzyna Mazur
źródło: Zdrowie i Sukces nr 2 (14) czerwiec 2007
źródło: Zdrowie i Sukces nr 2 (14) czerwiec 2007
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz